piątek, 5 września 2014

Trzeci, nieco wybujały.


Miałem nadzieję nabrać w siebie trochę treści, by teraz, gdy przyszedł czas pisania, mieć coś do przekazania. Żadnych konkretów niestety nie stworzyłem. Czekam na coś, co wstrząśnie mną na tyle że zmienię siebie lub swój pogląd na świat - być może to będzie bodziec odpowiedni do tego, by nabrać chęci do dzielenia się z innymi tekstem w jakiś obszerniejszy sposób. Próby jednak trwają, i tak jak wykopaliska prowadzone przeze mnie dotychczas stanęły w miejscu, tak to stanowisko pracy wydaje się być obiecujące.

Szczerze wątpię, by pustka (dominująca, lecz nie zwyciężająca) wypełniająca moją głowę gdy patrzę w kartkę/edytor tekstu/zeszyt zmalała gwałtownie w krótkim czasie, ale można jakoś wyrobić nawyk.

Pisanie o pisaniu to już jakiś sposób, pozostaje tylko pytanie - ile można?

Wracając do bodźca - cała ta sprawa z czymś poruszającym cię niespodziewanie do pisania wydaje się kłopotliwa. Trzeba wyeliminować bodziec, wprowadzić ww nawyk. Nie rutynę, lecz nawyk, a wszystko w tym co próbujemy robić stanie się proste.

 Słowa zaczną płynąć, a po nas zostanie mnóstwo źródeł pisanych dla historyków, być może lektura dla potomności (zdaje mi się, że potomność będzie za nas wręcz dziękować niebiosom przy zachowaniu obecnego trendu) czy chociaż przykład/przestrogę dla innych nam podobnych.



Mój przyjacielu - zieloni przyczepią się zapewne również do tego, jak lekceważąco mówisz o śmierci drozda. Przyczepią się do wszystkiego, nawet do tego że chcesz się z nim zaprzyjaźnić. A nazywając sprawę banalną kilka zdań wcześniej praktycznie sprowadzasz pożogę na nasze głowy. Zieloni są gwałtowni, nie doczytują. Nie interpretują. Pewnie Carla Bruni ich nie obchodzi. Spodziewaj się manifestu solidarności z (prawie) zabitym drozdem pod oknem. Nasz gość może cały i zdrowy siedzieć na twoim ramieniu, i tak wrzucą ci kamień przez szybę. Oni nie są poetami. Mad.







*Co do twojego opisu weny a la Stephen King - zdaje mi się że przekazałeś ideę jego wizji, co w zupełności wystarcza. Sam mam ten opis na wyciągnięcie ręki, a jeśli ktoś będzie go ciekawy - znajdzie sobie jego pełną wersję.

wtorek, 2 września 2014

Ten drugi, z wyższej konieczności...

Obiecałem- więc piszę, choć pisanie pod presją to ciężki kawałek chleba, nie można jednak wiecznie stosować uników.
Hmm... Właściwie dlaczego pisanie pod presją jest takie ciężkie? Bo co? Brak inspiracji której nie można wzbudzić ot tak, na zawołanie? Raczej nie. Osobiście uważam, że zasłanianie się brakiem "weny" jest unikiem leniwych bezmózgów. Nie ma czegoś takiego jak wena, a przynajmniej na pewno nie w takiej formie jak jest wyobrażana. Jeżeli chodzi o tę kwestię, to jestem najbardziej skłonny zgodzić się ze Stephenem Kingiem, który porównał wenę do leniwego faceta, który pali papieros za papierosem i jest niemal obojętny na nasze starania, a udziela się tylko wtedy, gdy czymś go zainteresujemy. Pytanie- czym możemy go zainteresować?