Hmm... Właściwie dlaczego pisanie pod presją jest takie ciężkie? Bo co? Brak inspiracji której nie można wzbudzić ot tak, na zawołanie? Raczej nie. Osobiście uważam, że zasłanianie się brakiem "weny" jest unikiem leniwych bezmózgów. Nie ma czegoś takiego jak wena, a przynajmniej na pewno nie w takiej formie jak jest wyobrażana. Jeżeli chodzi o tę kwestię, to jestem najbardziej skłonny zgodzić się ze Stephenem Kingiem, który porównał wenę do leniwego faceta, który pali papieros za papierosem i jest niemal obojętny na nasze starania, a udziela się tylko wtedy, gdy czymś go zainteresujemy. Pytanie- czym możemy go zainteresować?
Odpowiedź jest prosta: ciężką pracą i systematycznością. Wtedy leniwy geniusz odrywa się na chwilę od najnowszego wydania Trybuny Ludu czy innego gówna i układa nam co nieco w głowie. Może pomóc, nie musi, ale na pewno nie wykona za nas całej roboty.
Tak więc ja, aby pokazać moją chęć do podjęcia systematycznej pracy, zabrałem się do mojego pierwszego posta, a drugiego już na tym blogu. Mam nadzieję że udobrucham tym tego śmierdziela na kanapie za mną. Może podsunie mi jakąś genialną myśl która sprawi, że kolejny post nie będzie tak beznadziejnie niepomysłowy. Albo przynajmniej przestanie palić i czytać gówniane gazety.
Meu amigo... Co do Twojego nieszczęsnego drozda. Jeżeli w końcu nadejdzie moment w którym zdecydujesz się go unicestwić, to w żadnym wypadku nie katuj go kolejnymi punchami. To strasznie okrutne, zieloni wielce się wkurzą. Zrób to raz,\ a porządnie, szybko- nie daj mu cierpieć. Ostatnio, w przypływie wolnego czasu oglądałem trochę seriali. Na Twoje szczęście zobaczyłem jak to się robi. Łapiesz nieszczęśnika mocno, kciuk umieszczasz na karku i jednym ruchem dłoni odbierasz mu życie. Jedno ciche chrupnięcie i po kłopocie. Nie musisz się odrywać od oglądania ulubionego serialu. Możesz to zrobić nawet jedną ręką (mówię na wypadek jakbyś był zajęty jedzeniem popcornu). Sprawa naprawdę banalna.
Jak zawsze jest oczywiście jedno cholerne ale. Ale czy warto? Ktoś mądry kiedyś powiedział że czasem aby coś stworzyć trzeba wyjść poza strefę komfortu. Może warto posłuchać jego rady? Może okażę się że można się z drozdem zaprzyjaźnić, jakoś go wykorzystać?
Ja spróbuje, tym bardziej że okazało się że też lubi Carlę Bruni, a i może okaże się bardziej przydatny niż gość śmierdzący fajkami.
Dam mu żyć, no przynajmniej do czasu aż nie okażę się że na równi z boską Carlą stawia Nicki Minaj...
*Mam nadzieję że moje nawiązanie do opisu weny a la Stephen King nie było zbyt uproszczone. Jeżeli tak to mam nadzieję że mi to wybaczysz przyjacielu i ewentualnie naprostujesz jeżeli to będzie konieczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz