niedziela, 28 grudnia 2014

Dziewiąty, moralne problemy dwuosobowej wspólnoty.


Dla spokoju ducha.

Niedawno za sprawą dociekliwości mojego amigo narodził, a raczej ujawnił się nowy problem. Problemu nie tłumaczę, ze względu na to że ludzie, którzy mieliby go odkryć, sami zorientują się o co chodzi. Okazało się, iż nasz blog został przyozdobiony nazwą felerną, nazwą zupełnie niepasującą do naszego sposobu pojmowania świata. A to wszystko przez naczelnego wroga ludzkości, ignorancję.

Jakie są tego konsekwencje? Otóż w kilku postach nawiązywaliśmy do nazwy, zupełnie nie mając pojęcia o jej znaczeniu. Wynikły z tego nieprzyjemny, wewnętrzny spór uniemożliwiał nam dalszą pracę nad tym wirtualnym przybytkiem naszych mądrości i opisów (nie)rzeczywistości. Jako że do mnie należał obowiązek napisania kolejnego posta, postaram się z tym ciężarem zmierzyć.

Przeanalizowałem sprawę, i okazuje się iż problem jest zaskakująco łatwy do rozwiązania, a my nieświadomie działaliśmy zupełnie spójnie i mieściliśmy się w kontekście przez nas (Ciebie głównie, przyjacielu) odkrytym!

Wystarczy cofnąć się do pierwszego wpisu, gdzie nastąpiły magiczne słowa wyjaśnienia co do nazwy:

"[...]wciąż zabijam drozda. Wciąż jeszcze tego nie zrobiłem, nie uśmierciłem go. Czekam, być może nadejdzie okazja by tego uniknąć, jakoś się wymigać, przeciągnąć. Ale w końcu sam nas dopadnie i poprosi o to, żeby zakończyć jego życie. Trochę dziwne - jesteśmy jednocześnie ofiarą ptaka i jego oprawcą. Rola niewygodna, jak każda. Z drugiej strony drozd też wypełnia doprawdy nietuzinkowy scenariusz - dopaść kogoś, by prosić o śmierć. Wciąż go zabijam, jestem w trakcie, bo nie mogę zebrać się w sobie i uderzyć raz, drugi, trzeci. Więc on czeka, a ja żyję pod naciskiem." ~ Ja

Na podstawie wyżej przytoczonego tekstu można zatem łatwo domyślić się, że my nie chcemy zabijać drozda. Zmuszają nas do tego czynniki zewnętrzne, a nawet on sam. Alegoria do czasów, w których żyjemy - społeczeństwo zmusza nas do zabicia piękna, wartości moralnych i etycznych, które to wartości samo społeczeństwo kiedyś stworzyło. Nie chcemy śmierci ptaka, przeciągamy, nie chcemy stać się kimś takim jak środowisko, ale prędzej czy później musimy ulec.

 Stałem się człowiekiem interpretującym własny tekst - czy to źle?


"Ostatnio, w przypływie wolnego czasu oglądałem trochę seriali. Na Twoje szczęście zobaczyłem jak to się robi. Łapiesz nieszczęśnika mocno, kciuk umieszczasz na karku i jednym ruchem dłoni odbierasz mu życie. Jedno ciche chrupnięcie i po kłopocie. Nie musisz się odrywać od oglądania ulubionego serialu. Możesz to zrobić nawet jedną ręką (mówię na wypadek jakbyś był zajęty jedzeniem popcornu). Sprawa naprawdę banalna.
Jak zawsze jest oczywiście jedno cholerne ale. Ale czy warto? Ktoś mądry kiedyś powiedział że czasem aby coś stworzyć trzeba wyjść poza strefę komfortu. Może warto posłuchać jego rady? Może okażę się że można się z drozdem zaprzyjaźnić, jakoś go wykorzystać?" ~ M.


Tutaj sprawa też jest banalna - początkowe zmarginalizowanie problemu przechodzi w późniejszą refleksję nad ogólnym sensem całego precedensu uśmiercania/wyzbywania się wartości. Niesamowite, jak podświadomie doskonale działaliśmy (skromność).

Dalsze wpisy nie wprowadzały żadnego zamieszania do naszego zamysłu, toteż odpuściłem sobie gadkę o zielonych. 
Mam nadzieję, że jeśli kiedyś wejdzie tu człowiek zdolny pojąć ten problem (jeśli jakikolwiek tu kiedyś wejdzie) to doceni tego posta. Mam nadzieję że rzecz stała się jasna.

Teraz nie widzę powodu, by coś zmieniać. Jeśli jednak znalazłoby się coś, co pominąłem - wytknij mi to, a zaczniemy radzić, przyjacielu!


Miłego wieczoru!



1 komentarz: